5 nawyków, które pomogą być Ci bliżej spokoju
Zdesperowani, szukając wewnętrznego spokoju, uciekamy się do szybkich rozwiązań: łykamy tabletki bez recepty albo mocniejsze przepisane przez lekarza, próbujemy głębokiego oddychania, zapalamy kadzidła i bierzemy kąpiel lub miskę z warzywami i zasiadamy na kilka godzin przed Netflixem, mając nadzieję, że uspokoimy burzę w naszych umysłach – choćby na chwilę. Ciągle zastanawiamy się jak znaleźć wewnętrzny spokój?
Ale nie ma szybkich rozwiązań, jeśli chodzi o to jak znaleźć wewnętrzny spokój. To nie jest coś, co można kupić lub w jednej chwili zmusić do istnienia. Spokoju trzeba szukać powoli i pewnie.
Jeśli chcesz go znaleźć, musisz wypracować lepsze nawyki.
Codziennie spotykam się z ludźmi, którzy zmagają się z chronicznym stresem, dużym lękiem i ciągłym zmartwieniem. I nieuchronnie ci, którym udaje się stworzyć spokojniejszy umysł, przybywają do tego miejsca powoli – poprzez małe konsekwentne zmiany, zwłaszcza w swoich nawykach myślowych. Ba ja sama te drogę przeszłam. Nadal nią kroczę.
Poniżej znajdziesz 5 nawyków, które pomogą Ci być bliżej spokoju.
Ćwicz uważność.
Powiesz tak wiem, w kółko to ci wszyscy ludzie powtarzacie. Nie nie nie! Tym razem nie mam na myśli siedzenia na poduszce, powtarzania mantr i skupiania się na oddechu.
Medytacja uważności jest dobra i prawdopodobnie pomoże ci osiągnąć spokojniejszy umysł. Ale to, o czym teraz mówię, to znacznie prostsza, bardziej zwyczajna forma uważności.
W uważność w swojej najprostszej formie. To po prostu skupienie uwagi na teraźniejszości, a nie na przeszłości czy przyszłości.
Twój umysł jest najbardziej chaotyczny i niespokojny, gdy odbija się między przeszłymi błędami i żalami a przyszłymi zmartwieniami i lękami. I niestety, ta tendencja do utknięcia w mentalnej podróży w czasie może stać się nawykiem, a nawet uzależnieniem.
W rzeczywistości wiele osób jest uzależnionych od jednej lub obu form niezdrowych podróży w czasie:
Przeżuwanie.
Przeżuwanie oznacza kompulsywne rozmyślanie nad przeszłymi błędami, porażkami i straconymi szansami. I chociaż na krótko może sprawić, że poczujemy się dobrze, dając nam iluzję kontroli nad rzeczami, które są zasadniczo poza naszą kontrolą (dosłownie wszystkim w przeszłości!), ma wysoką cenę: nadmierne poczucie winy i wstyd, chronicznie zły nastrój, apatia , a nawet pełną depresję, jeśli nie jest kontrolowana.
Zamartwianie się.
Martwienie się to kompulsywne, niezdrowe myślenie o wyimaginowanych przyszłych niebezpieczeństwach. Podobnie jak przeżuwanie, daje nam złudzenie kontroli i na krótko sprawia, że czujemy się dobrze. Ale cena jest kosztowna: chroniczny stres i lęk, nadmierna czujność i zmęczenie, a nawet ataki paniki, gdy zmartwienie wymyka się spod kontroli.
Chodzi o to, że pozwolenie umysłowi odpłynąć w przeszłość i przyszłość jest nastawieniem na stresujący, hałaśliwy i chaotyczny umysł, nawet jeśli nie prowadzi to do poważnych problemów ze zdrowiem (nie tylko psychicznym).
Ale możesz nauczyć się przejmować kontrolę nad swoją uwagą i skupiać ją na chwili obecnej. I to jest uważność. I to jest sposób by znaleźć wewnętrzny spokój.
Oto przykład:
Kiedy stoisz w kolejce w sklepie spożywczym, a starsza pani przed tobą strasznie się grzebie, twój umysł w naturalny sposób dryfuje do obaw o spóźnienie na następne spotkanie. Złap się w tej mentalnej podróży w czasie i ponownie skup swoją uwagę na tu i teraz. Może wyrażasz wdzięczność za to, że jesteś jeszcze stosunkowo młody i zdrowy. Może poprowadzisz luźną pogawędkę z klientem za tobą. W każdym razie musisz ćwiczyć ponowne skupianie uwagi na teraźniejszości.
Im więcej będziesz ćwiczyć tego rodzaju zwykłej uważności, tym łatwiej będzie oprzeć się niepomocnym zmartwieniom, skupiając się na tu i teraz.
I to jest potężny przepis na spokojniejszy umysł.
(Mi najłatwiej w tej całej podróży odnosić się do mojej córki. I tego z czym musimy się zmagać w aspekcie bycia jej rodzicami. I zamartwianie i przeżuwanie idealnie można na tym rozpisać. Bo cóż mi da ciągłe szukanie winnych, a już w ogóle winy w sobie za chorobę córki? A co mi da ciągłe martwienie się o jej przyszłość? I to nie jest tak, że o niej nie myślę. Myślę pewnie za często. Bo co to będzie gdy mnie zabraknie, co będzie gdy będzie dojrzewać, a co będzie gdy…. I można by tak mnożyć. Nie! Zdecydowanie nie! Tu i teraz. To chyba najczęściej powtarzana przeze mnie mantra. Będzie problem będziemy szukać rozwiązań. Teraz zajmijmy się tym co mamy teraz.
Zwiększ swoje nadzieje i obniż swoje oczekiwania.
Myślę, że odróżnienie nadziei od oczekiwań jest pomocne. Ponieważ, chociaż oba są normalne, jeden ma tendencję do siania spustoszenia w Twoim spokoju, podczas gdy drugi pomaga.
Pozornie nadzieja i oczekiwanie wydają się tym samym – oba dotyczą tego, czego chcesz w przyszłości:
„Mam nadzieję, że dostanę się do dobrej uczelni.”
„W tym roku spodziewam się dużej premii w pracy.”
„Mam nadzieję, że nie złapię grypy w tym roku.”
„Twoja mama i ja oczekujemy, że będziesz mieć 6 i 5 w szkole.”
Ale jest między nimi subtelna różnica: kiedy spodziewasz się, że coś się wydarzy, liczysz na to. Wierzysz z pewną pewnością ;-), że tak się stanie i powinno się wydarzyć. Jednak w większości przypadków taki stopień pewności co do przyszłości jest nieuzasadniony.
Udajemy, że rozumiemy, co się wydarzy, ponieważ zmniejsza to nasz niepokój o przyszłość.
Nawyk oczekiwania, że coś się wydarzy, jest naturalnym rezultatem pragnienia porządku i przewidywalności w naszym życiu – i towarzyszącego temu niepokoju.
Problem w tym, że to po prostu nieprawda. Dlatego jeśli masz stały strumień oczekiwań, wiele z nich nieuchronnie zostanie naruszonych, a rezultat… Czujesz się sfrustrowany, zły, rozczarowany, zdezorientowany itp. Wszystko to prowadzi do niepewności umysłu.
Z drugiej strony nadzieja oznacza od samego początku, że nie masz kontroli ani dużej pewności co do wyniku. To po prostu wyraz pragnienia bez złudzeń kontroli i pewności. W rezultacie, gdy rzeczy, na które mamy nadzieję, nie zdarzają się, nasza reakcja emocjonalna jest znacznie mniej dotkliwa.
Jeśli chcesz kultywować spokojniejszy umysł, przestań stawiać oczekiwania innym ludziom i światu. Zrozum, że jest to po prostu mechanizm obronny przed nieodłącznym lękiem przed życiem w niepewnym świecie.
Więc śmiało i miej nadzieję na najlepsze. Po prostu nie oczekuj tego. Wynik się nie zmieni, ale Twój umysł Ci podziękuje.
Znajdź czas na celowe zamartwianie się.
Brzmi dziwne, ale wysłuchaj mnie…
Przez lata obserwacji i wspierania ludzi myślę, że jest to prawdopodobnie najbardziej skuteczna technika, jaką znam. Jest niesamowicie potężna, jeśli będziesz to robić konsekwentnie. Nazwijmy ją:
Zaplanowane zmartwienia.
Oto podstawowe uzasadnienie: jednym z powodów, dla których się martwimy, jest to, że jest to w rzeczywistości najbardziej prymitywna, ale skuteczna strategia pamięciowa naszego umysłu.
Aby to zilustrować, wyobraź sobie następujący scenariusz:
Jedziesz samotnie samochodem, gdy na billboardzie zauważasz numer telefonu, który naprawdę chcesz zapamiętać. Niestety, prowadzisz i nie możesz go zapisać ani umieścić w telefonie. Jak więc zapamiętasz numer?
Najprawdopodobniej będziesz po prostu powtarzał to sobie w głowie, aż dotrzesz do celu i będziesz mógł to zanotować.
Ale ciągłe odwracanie myśli nie jest świetną strategią pamięci, ponieważ zajmuje dużo przepustowości umysłowej. Nie możesz rozmawiać ani rozwiązywać problemów matematycznych, próbując zachować w głowie losową 9-cyfrową liczbę.
Ale w mgnieniu oka to działa.
Ciągłe powtarzanie czegoś w twojej głowie to najbardziej prymitywna strategia pamięci umysłu. A kiedy masz na myśli ważne rzeczy, ale nie ufasz, że je zapamiętasz, rzuci się nimi na ciebie w formie zmartwienia.
Zaplanowane zmartwienie oznacza, że każdego dnia tworzysz spójny czas na zamartwianie się celowo i na papierze. Co więcej, bardzo się martwisz!
Oczywiście rozumiem, że wydaje się to sprzeczne z intuicją: jestem już zestresowany i niespokojny, a chcesz, żebym się bardziej martwił celowo ?!
Tak, a oto dlaczego: celowo uznając swoje zmartwienia i zapisując je, sygnalizujesz mózgowi, że jesteś świadomy najbardziej niepokojących i ważnych problemów w swoim życiu i że masz niezawodny system, dzięki któremu możesz je kontrolować.
A jeśli twój umysł może ufać, że będziesz pamiętać i zajmować się tymi dużymi problemami, z czasem przestanie rzucać nimi w ciebie i zachęcać do ciągłego ich powtarzania w myślach.
Oto co robisz:
Każdego dnia wybieraj porę zaplanowanego zmartwienia. Większość ludzi uważa, że wczesny wieczór jest najlepszy. Nie za wcześnie przed snem, ale po tym, jak skończyły się główne sprawy i stres dnia. Usiądź w cichym miejscu z notatnikiem i długopisem. Ustaw minutnik w telefonie na 10 minut.
Zacznij notować każde zmartwienie, obawę lub strach, o którym możesz pomyśleć. Co ważne, powinno to być szorstkie i niechlujne. Nie piszesz esejów, tylko krótkie notatki. Każde zmartwienie nie powinno być czymś więcej niż zdaniem. Zdecydowanie nie przejmuj się pisownią, interpunkcją itp. Nie przejmuj się też rozwiązaniami – po prostu odłóż zmartwienia.
Gdy skończy się czas, odłóż długopis i kontynuuj wieczór. Jeśli nadal masz obawy, po prostu powiedz sobie, że jutro zajmiesz się nimi.
Gdy twój umysł będzie wiedział, że jest dedykowany czas i miejsce, w którym potwierdzasz i śledzisz to, o co się martwisz, przestanie on dręczyć cię tak wieloma zmartwieniami w ciągu dnia.
A to oznacza cichszy, spokojniejszy i spokojniejszy umysł.
Prowadź dziennik empatii dla siebie.
Nie możesz oczekiwać spokojnego umysłu, jeśli zawsze jesteś dla siebie palantem.
Od najmłodszych lat większość z nas uczy się wierzyć, że aby odnosić sukcesy, być produktywni członkami społeczeństwa, musimy być dla siebie surowi.
Myślimy, że jeśli nie jesteśmy dla siebie twardzi, skończymy jako nieudacznik, niepopularny i niewykształcony, jednym słowem przegrany.
Znam ludzi, którzy w tak szokująco surowy oceniający, a nawet złośliwy sposób prowadzi dialog w głowie ze sobą samym: „Boże, dlaczego nie mogę po prostu być cool, zamiast dukać, gdy prowadzę ważną rozmowę?! Jestem pewien, że myślą, że jestem idiotą. Co jest ze mną nie tak?! Jak mogłem coś takiego pomyśleć? Jestem okropny.”
Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, że ciągle mówią do siebie w ten sposób! Pojawia się ciągły komentarz negatywnej rozmowy z samym sobą, która stale ich krytykuje i poniża.
I nawet jeśli jesteś świadomy całej tej negatywnej rozmowy z samym sobą, istnieje szansa, że walczysz z tym – kłócisz się, próbujesz odwrócić uwagę, próbujesz zmusić go do naszej świadomości. A jednak im bardziej się starasz, tym jest gorzej.
Rezultatem jest umysł pozbawiony spokoju lub ciszy.
Rozwiązaniem całego tego wewnętrznego konfliktu jest łagodność.
Dobrze by było oduczyć się swojego starego programowania, że bycie twardym i surowym to jedyny sposób, aby być ze sobą i nauczyć się innego podejścia. Kultywować delikatną rozmowę z samym sobą. Czasami stanowczo, na pewno realistyczne, ale niezwykle delikatnie w podejściu.
A sposobem na przekwalifikowanie mówienia do siebie z surowości i łagodności jest empatia/współczucie dla siebie.
Pozwólcie mi od razu odrzucić obiekcje: współczucie dla samego siebie może brzmieć jak hipisowski, nonsensowny nonsens. Ale zapewniam cię, że to nic takiego.
We współczuciu nie ma nic mistycznego, urojeniowego ani woo-woo. Oznacza po prostu traktowanie siebie tak, jak traktowałbyś dobrego przyjaciela: oczywiście realistycznie, ale z empatią i zrozumieniem.
Najlepszym sposobem, w jaki udało mi się to zrobić, jest dziennik współczucia dla siebie.
Oto jak to działa:
W pewnym momencie wieczorem zaplanuj pięć lub dziesięć minut, aby usiąść cicho w jakimś miejscu z długopisem i kartką papieru.
Poświęć kilka minut na zapisywanie rzeczy, które nie poszły za dobrze w ciągu dnia. Mogą to być niefajne malie albo coś znacznie większego (utrata opanowanie i zgromienie współpracownika za niekompetencję, czy huknięcie na dziecko).
Wyobraź sobie, co przy każdej pozycji powiedziałby ci przyjaciel, a następnie zastanów się, jak byś zareagował, i zapisz to poniżej. Na przykład, jeśli po raz drugi z rzędu spóźniłeś się do pracy, możesz napisać coś w stylu: „Tak, trochę się wstydzisz. Ale wierzę, że będziesz nad tym popracować i postarać się być lepszym w przyszłości.”
Zapytaj o to czego tak naprawdę chcesz, cholera!
Głównym źródłem stresu psychicznego i napięcia jest przepaść między tym, czego chcemy, a tym, co robimy.
Na podstawowym poziomie wielu z nas ma wiele lęków i niepewności, które uniemożliwiają nam proszenie o to, czego naprawdę chcemy.
Tak naprawdę nie chcesz tego małego stolika na środku restauracji i wolałbyś ten otwarty narożnik. Ale boisz się, że kelner może pomyśleć, że jesteś nachalny, więc siedzisz przy tym ciasnym stoliku.
Tak naprawdę nie chcesz dziś wieczorem uprawiać seksu, ale boisz się, że jeśli odmówisz, mąż będzie miał do ciebie żal. Więc zgadzasz się z tym.
Chcesz realizować swoją pasję w kręceniu filmów, ale tata był lekarzem, podobnie jak dziadek, i wszyscy byliby rozczarowani, gdybyś nie został lekarzem, a więc… jest szkoła medyczna.
Tak, nie zawsze możemy dążyć do tego, czego chcemy, lub odmówić temu, czego nie chcemy. Ważna jest elastyczność. I do pewnego stopnia ważne jest poświęcenie się – stawianie potrzeb innych ludzi przed naszymi własnymi.
Ale bardzo łatwo jest wpaść w nawyk konsekwentnego zaprzeczania temu, co jest dla Ciebie naprawdę ważne ze strachu. I to nie jest dobre dla nikogo, łącznie z tobą.
To rodzaj ciągłego, dręczącego niepokoju – że żyjemy czyimś życiem, a nie własnym. Że nie mamy odwagi, by żyć zgodnie z naszymi własnymi wartościami i ideałami. I sprawia, że nasze umysły są napięte i chaotyczne. Są przeciwieństwem spokoju.
Jednym z najlepszych sposobów na pielęgnowanie spokojniejszego umysłu jest wypełnienie luki między tym, czego chcesz, a tym, co faktycznie robisz.
Stań w obronie siebie i swoich wartości. Miej odwagę dążyć do tego, co chcesz: czy to proszenie o lepszy stolik, czy rzucenie nudnej pracy, aby założyć firmę, o której zawsze marzyłeś. Nie poczujesz spokoju, dopóki twoje działania nie będą zgodne z twoimi wartościami.
To twoje życie. I jest o wiele za krótkie, by uciekać przed lękami zamiast biec w kierunku tego, czego naprawdę chcesz – znaleźć wewnętrzny spokój.
Wyprostuj się.
Oprzyj się strachowi.
I co najważniejsze…
Zapytaj czego ty tak naprawdę chcesz, cholera!
You must be logged in to post a comment.