Tu i teraz… natychmiast
Coś w tym kwietniu pisanie mi nie szło… była Wielkanoc i w sumie tyle tematów do opisania, przepisów, pomysłów jak spędzić te dni, jak ozdobić stół czy dom…. ale jakoś czasu mi zabrakło… tak czasu dobrze czytasz. Mnie zabrakło czasu. I w sumie muszę się przyznać Ci jeszcze do czegoś… przesadziłam. A, że natura nie lubi nierównowagi, swoje odchorowałam.
W pędzie za pięknym ogrodem każdą wolną chwilę spędzałam grzebiąc w ziemi, podlewając czy obmyślając co gdzie i kiedy wsadzić. Jak wiesz, bardzo to lubię. Ja i Matka Natura to dobre przyjaciółki… Miałyśmy chwile, kiedy nasze drogi się nie splatały w nasz związek, ale chyba to już za nami. W międzyczasie „szykowałam” Święta i próbowałam ułożyć naszej rodzinie życie od nowa, po powrocie męża nazwijmy to pracy w terenie.
Marzy mi się slow life, nie ukrywam. Próbuję, ograniczam, szukam, równoważę. Odkąd mieszkam na wsi, widzę jak zmienił, zmienia się, mój metabolizm informacyjny – jak to Antoni Kępiński nazwał – zjawisko polegające na wymianie informacji między człowiekiem a otoczeniem. Wiem, jak ważna jest w moim życiu i ta równowaga. Jak ona wpływa na moją kondycję psychiczną. Bo jakby nie patrzeć i i zaprzeczać przeładowanie informacjami i chaos muszą mieć na niego wpływ. Czasem przydałby się taki kokon, hełm, słoik w którym można by się zamknąć i uciec od tego wszystkiego.
Życie, życiowe wybory, choroba córki sprawiły, że jak ja to mówię zamieszkałam pod kamieniem. I jest mi pod nim dobrze. Kiedyś myślałam, że tęsknię za wielkim miastem i jego rozrywkami. Za życiem 24/7. Za kolacyjkami na mieście, imprezami do rana, za centrami handlowymi. I kiedy ostatnio jedna z koleżanek na facebooku zaczęła się zastanawiać czy to ona już jest stara czy ten świat zwariował cieszyłam się, że kolejna osoba zaczyna zauważać, że to co nas otacza, choć wspaniałe, jest dla nas coraz trudniejsze do oswojenia, zniesienia. I kiedy kolejne osoby przyłączały się do dyskusji, moje serce biło coraz mocniej. I z ekscytacji, że coraz więcej szuka tej wolności, prawdziwości… życia. Ale i biło mocniej bo uświadamiałam sobie, że jest też wiele osób, które zupełnie nie widzą tego co się dzieje. Wręcz celebrują to. Ja już wiem, że tak długo się nie da. Być może, za mocno, zbyt intensywnie pędziłam lub mam inną tolerancję. Na szczęście już wiem.
I choć nie zostanę raczej nigdy cyfrowym pustelnikiem, szukam równowagi w tym chaosie. Ja i wiele osób. Być może i Ty. I w sumie cieszę się z rozwoju mediów, techniki. Bo o takich, jak mamy dziś możliwości nasi rodzice pewnie tylko marzyli. Uwielbiam szybki dostęp do informacji. Uwielbiam to, jak łatwo mogę dzielić się z innymi na całym świecie moimi myślami, zdjęciami, filmami. Uwielbiam te wszystkie rozmowy z czytelnikami, poznawanie ciekawych ludzi. Rozwój. Ale przychodzą takie dni, że zastanawiam się… kiedy spać. I choć świadomie od jakiegoś czasu gospodaruje czasem swoim i mojej rodziny. I choć filtruję to co do mnie dociera. Bywa tak, że zapędzam się sama w kozi róg. Chciałabym tyle zobaczyć, usłyszeć, przeżyć, mieć.
I tak właśnie strasznie trudno mi było to wszytko wyważyć w tym kończącym się kwietniu. Tęsknota za zielenią i słońcem, które kocham miłością ogromną, konfrontowało się z szarością ogrodu za oknem. Szara ziemia i moje marzenia i wspomnienie zupełnie nie mogły się ze sobą spotkać. I choć, kto jak kto, doskonale wiem, że nic nie ma od razu, tym bardziej w naturze, nie mogłam się powstrzymać. Deszcz czy wiatr nie był przeszkodą. Marzenie o pięknym ogrodzie, podsycane wspomnieniami, zdjęciami, insagramowymi czy youtubowymi opowieściami, a nawet sąsiedzkimi potyczkami ;-p odsłoniły tę część mnie, nad którą trudno zapanować. Tu i teraz… natychmiast! I tylko to natychmiast wygrywało…
Na szczęście natura nie lubi natychmiast…
Bo natychmiast to przyszły wiatry o prędkości niszczącej ściany działowe na budowie obok, wiatry, które wywiały wszystkie nasiona trawy, którą tak w pocie czoła siałam, walcowałam, grabiłam i podlewałam. Te same, które połamały drzewka, które tak sadziłam, podlewałam. Natychmiast przyszła susza, która zupełnie nie współgra z roślinami, które zasadziłam. Natychmiast przyszli znajomi, którzy zadeptali ozdobne trawy, zioła a mi serce pękło. I natychmiast przyszedł ból, mrowienie i niemoc. Natychmiast trzeba szukać równowagi…
Kolejny raz, na własnej skórze, przekonałam się, że natury nie da się oszukać. Że ta ścieżka, którą idę, jest tą, którą warto iść. Jest dla mnie dobra. Wyciągam też rękę i do Ciebie. Chodź ze mną. Ta ścieżka obok jest wolna. Gdzieś się skrzyżowały tutaj, na tym blogu, więc podajmy sobie ręce i idźmy dalej. Fajne by było spotykać się częściej. Świętujmy to spotkanie. Mam dla Ciebie mały prezent. Być może to taka „zupka instant” ale i ich warto spróbować.
Oddychaj. Smakuj. Żyj!
Wspaniałego dnia!!
2 komentarze
irena omegard
Marzec i kwiecień to zawsze miesiące przesilenia.Czekamy na ciepłe dni.Mnie się wydaje,że to nieważne w jakim miejscu.Powinniśmy wszędzie zwalniać.
Agnieszka
Tak Irenko to prawda wszędzie powinnismy zwalniać ale jak widać czasem to trudniejsze niż się wydaje. Ja już od wielu lat zwalniam tak to nazwijmy. I co? Nie zawsze wychodzi… świat tak pędzi, daje tyle możliwości… Choć w sumie dla niektórych i tak nawet jak mi wydaje się, że pędzę to i tak zyję slow… Jedno jest pewne: każdy musi znaleźć SWÓJ złoty środek.