Bądźmy razem będąc osobno
Koleżanka się mnie dzisiaj zapytała czy się boję tej sytuacji która mamy.
Tak. Boje się.
Najbardziej boję się plotek, niewiedzy, lekceważenia, olewania, braku odpowiedzialności, dumy, pyszałkowatości. Paniki.
Boje się o te wszystkie starsze panie, które widziałam dziś w sklepach, kaszlące, churchlające, z obniżoną odpornością.
Wdech. Wydech.
Boje się o te wszystkie dzieci, które widziałam w sklepach dzisiaj. I ich rodziny.
Boje się o takich panów, którzy stali za mną w piekarni i twierdzili, że ich babcie sobie same poradzą, bo co mają robić patrzeć w tv? Nie no niech idą do kościoła i się modlą na tych dodatkowych mszach. Stojąc ramie w ramię.
Wdech. Wydech.
Boje się, że niektórzy z nas za chwilę nie będą mieli chleba czy mąki bo ludzie oszaleli. Nie, nie mówię, że robienie zapasów na powiedzmy te 14 dni to panika czy głupota. To wyraz rozsądku.
Bo w każdej chwili każdy z nas może zostać objęty kwarantanną. Bo zaraz wprowadza nam stan zagrożenia epidemiologicznego. Chcę wierzyć, że liczby które są nam pokazywane są prawdziwe. Ale obawiam się, że wielu z nas nawet nie wie albo nie chce wiedzieć, że jest zarażonych. Wielu z nas nie jest nawet świadomych gdzie i kogo mogło spotkać. Ale bez przesady – 7 zgrzewek oleju?? na 2 tygodnie? Dobrze, że sąsiadka ma większą niż ja rodzinę i ma 4 zawsze, bez względu na wirusa i jak co poratuje. No chyba, że przyjdzie nam robić mydło…
Wdech. Wydech.
Boję się tego, że za chwilę nie będzie tych podstawowych środków dla mojej rodziny. Bo tak statystycznie częściej korzystam w domu ze środków dezynfekujących, ze względu na Lilkę. Tak, więcej niż większość ludzi zużywam rękawiczek, mydła, czy proszków do prania. Nie rzadkością są u nas ze trzy „pawie” i z 5 pralek dziennie. Chociaż, mam zapasy, bo jak co roku o tej porze bunkruję się jak to mawia moja sąsiadka i nie wychodzę i ograniczam spotkania do najistotniejszych.
Wdech. Wydech.
Boje się tych wszystkich ludzi, którzy walą fochami bo odwoływane są imprezy nawet te rodzinne. Bo im plany się nie zgadzają na weekend.
Boję się o te wszystkie pielęgniarki, lekarzy i cały personel medyczny (bo oni mi najbliżsi), który nie wierze, że ma odpowiednie zabezpieczenie. No sorry wiem jak było, wierze, że jest coraz lepiej ale no ale z pustego to i Salomon nie naleje.
Boje się też o to jak ludzie, spanikowani często, będą ich o wszystko oskarżać, wymuszać, żądać. Rozumiem lęk. Ale to są tacy sami ludzie jak my. Tak samo się obawiają. Tak samo mają rodziny. Tak samo chcą zrobić zapasy. Tak samo są zmęczeni, głodni i przerażeni. Nie sądzę byś chciał być na ich miejscu.
Tak samo boję się o koleżanki i kolegów z sanepidów, z oddziałów epidemiologii. To nie są wielkie korporacje ludzi. To najcześciej małe oddziały, które musza poradzić sobie z tysiącami dochodzeń epidemiologicznych. I całym milionem innych rzeczy, które muszą wykonać w związku z tą całą sytuacją.
Boję się jeszcze o wiele wiele innych rzeczy ale biorę głęboki wdech. Słucham. Myślę. I wierzę….
Wierzę, że my LUDZIE będziemy rozsądni. Że będziemy razem będąc osobno.
One Comment
irena omegard
Wszyscy się boimy. Czy wyciągniemy naukę z tej sytuacji? Śmiem wątpić. Pandemia przeminie i ludzie nic nie zmienią w swoich postępowaniach. Miłego siedzenia w domu.