holistyczne,  pielęgniarstwo holistyczne,  wspieram,  zima

A od smrodu ktoś kiedyś umarł?

Nowy, modny blok. W „bogatej” dzielnicy miasta. Drugie pięto w dwupiętrowym budynku. Wchodzę do mieszkania. Moje okulary zaszły mgła. W sumie nic dziwnego. Jest środek zimy. Śnieg, mróz na dworze. Tylko ta afrykańska temperatura i wilgoć. 

Przyjechałam do Małego Chłopca zrobić zastrzyk. Jest chory. Jak się okazuje ponownie. A w ogóle to jest alergikiem. Cierpi prawdopodobnie na AZS i milion innych dziwnych schorzeń. Widać, że jest umęczony chorobą. 

Zdejmuję płaszcz, czapkę. Idę myć ręce. W przelocie proszę by rodzice otworzyli okno na chwilę i wywietrzyli. Czuje jak pot spływa mi po plecach a oddech sprawia mi trudność. A cycki opadają do kolan, bo

„Ale jak mamy otworzyć okno? Przecież jest zima? -5 na zewnątrz? Jest pani pewna? Dziecko się nam doprawi.” 

–  „Może tu o psiknę odświeżaczem jak przeszkadza pani zapach obiadu”.

Chyba musiałam zrobić bardzo wymowna minę (taki mój urok) bo jednak otworzyli to okno bez zbędnego proszenia. Bo zupełni nie o ten zapach mi chodziło. Ba ja go właśnie zupełnie nie pamiętam (a jak na mnie faktycznie to dziwne). Ale za to zupełnie dobrze pamiętam tą temperaturę i wilgoć jaka panowała w tym mieszkaniu.

-„Bo wie pani, od smrodu to nikt nie umarł, ale od zimnego powietrza to cała armia Napoleona” kontynuował tato.

Po to mamy te piękne duże okna. By przywrócić jakość naszemu powietrzu. By wietrzyć. Jak najczęściej. Bez względu na pogodę.

Długo wtedy rozmawialiśmy.  O tym jak to jest z tym powietrzem i temperaturą w tych naszych mieszkaniach. O tym jak to powietrze jest często bardziej zanieczyszczone niż to na zewnątrz, którego tak bardzo się boimy. O tym jak te wszystkie pyły, smogi mieszają się z wszelkimi mikroorganizmami, z tym wydychamy, wydalamy, używamy czy wnosimy na sobie z zewnątrz. O tym jak to zewnętrze powietrze ma szanse być oczyszczone przez deszcz, mgły, wilgoć czy rośliny i słońce. I że właśnie po to mamy te piękne duże okna. By przywrócić jakość naszemu powietrzu. By wietrzyć. Jak najczęściej. Bez względu na pogodę. A nie tylko je myć. O tym jak to wysuszone przez ogrzewanie powietrze działa na błony śluzowe górnych dróg oddechowych. Na skórę. O tym, że właśnie dlatego często czujemy swędzenie i niedrożność w nosie. O tym jak śluzówka robi się cienka, przekrwiona i idealna dla ataku mikroorganizmów chorobotwórczych.  

Przychodziłam do Małego Chłopca jeszcze przez parę dni. Każdego dnia było lepiej. Chłodniej. I zdrowiej. Nigdy więcej nie musiałam robić mu zastrzyków. A i przychodnie zaczął odwiedzać sporadycznie. I tak niewiele wystarczyło by zacząć patrzeć inaczej…szerzej. Holistycznie.

Wietrzmy więc… na zdrowie!

Oddychaj!

12 komentarzy

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *