Czy szukanie spokoju to prokrastynacja, lenistwo ?
„Mam wrażenie, ze niektórzy nazywają je prokrastynacją.” – napisała do mnie jedna z obserwatorek na instagramie, gdy napisałam o mojej koncepcji „kieszeni spokoju”. I szczerze powiem, że wiele razy nad tym się zastanawiałam. Bo niestety wiele osób właśnie tak odbiera szukanie spokoju, równowagi, balansu, slow life, tu i teraz i wszystko to o czym tu piszę i jak żyję.
Dla mnie prokrastynacja nie ma tu nic do gadania. To zupełnie inna bajka.
Kieszenie spokoju to szukanie chwil dla siebie. Równowagi. Balansu. Oddechu. To nie ma nic wspólnego z tym czy mi się chce czy nie. Czy mam tendencję do odwlekania, opóźniania lub przekładania czegoś na później. Bo, jak wyczytać możemy w Wikipedii, „przez pojęcie prokrastynacji rozumieć należy dobrowolne zwlekanie z realizacją zamierzonych działań, pomimo posiadanej świadomości pogorszenia sytuacji wskutek opóźnienia”. To nie jest odkładanie pracy na ostatnia chwilę bo dzieci są w domu i nie mogę pracować, odkładanie pracy bo mąż nie pracuje to ja też nie będę, nie mam niani to nie będę pracować, spełniać marzeń.
Kieszenie spokoju
Dla mnie, sięganie do kieszeni spokoju, jest bardziej związane z tym czy się boję, czuję lęk, szukam rozwiązania trudności, wkurzam się albo zwyczajnie fizycznie jestem zmęczona bo przesadziłam z brakiem snu (albo brak snu przesadził ze mną- czytaj Lilka szalała po nocach) albo właśnie z działaniem. Te kieszenie to takie proste chwilę na oddech by mieć siłę iść dalej. To działanie. To zupełnie nie odwlekanie i szukanie wymówki by coś robić. To zupełnie odwrotnie. To ładowanie akumulatorka by działał dalej!
Te kieszenie to właśnie czasem jedna wielka odwrotność prokrastynacji. To zrobienie czegoś, by już było po. To zaplanowanie tak dnia, by to co trudne zrobić najpierw albo by mieć miejsce na te kieszenie by przejść przez ten trudny dzień łagodniej. To te rytuały by jakoś szlo każdego dnia. To ta chwila gdy oddycham, gdy piję kawę i nie istnieje wtedy nic innego, gdy patrzę w niebo. Te niedziele tylko dla rodziny. To ładowanie się pod pachą męża. To przytulanie. To gotowanie. Czy sprzątanie na kolanach w każdym kącie. To gorący prysznic po ciężkim dniu. To wyciszający spacer. To 5 kilometrów po polach czy 30 minut na rowerku.
Wszystko po to by móc dalej ciągnąć tę opowieść zwana życiem. By iść dalej. By próbować w spokoju przeżyć to co przede mną. Bez względu na okoliczności. Mając tajną broń w kieszeni, wiedząc, że to po co sięgnę zadziała iść dalej. Bo nie oszukujmy się nigdy nie jest na tyle tęczowo, żeby mogło nie być lepiej. Nigdy nie jest w 100 % cudownie, łatwo i przyjemnie. Bez względu na to jak patrzysz na świat zawsze pojawiają się takie chwile gdy ta kieszeń się przydaje. By tu i teraz było prostsze.
Czy to ma coś wspólnego z prokrastynacją?
One Comment
Lena
Ma coś wspólnego tylko wtedy, gdy wpychy kieszonkę, by świadomie odwlec pracę. Fajnie, że pokazałaś ten mechanizm, gdzie kieszonka jest czymś w rodzaju nagrody, czy środka do odzyskania sił straconych w bliskiej przeszłości. To jest bardzo fajna koncepcja!